Idź-że więc konia przyprowadź
I ściągnij popręgi mocno —
I jedźmy; już dwa pagórki
Tylko, choć wyznam, mój drogi,
Wolałbym nie zjeżdżać z drogi,
Żeby nie przestraszać córki,
Przybywszy tak niespodzianie.
Tak mię bardzo kocha bowiem,
Że może przypłacić zdrowiem,
Gdy mię ujrzy w takim stanie.
Ani wątpię, że boleśnie
To poczuje.
Moja duszka!
Pewno ją zerwiemy z łóżka!
Bo iść spać musiała wcześnie.
Z pewnością.
Jak mię to boli,
Ze przestraszę ją i wzruszę!
Lecz czuję — powrócić muszę,
Ot co: podjedziem powoli,
Zachowując się najciszéj,
By nie budzić, i do bramy
Pryncypalnéj zapukamy.
Być może, że nie usłyszy,
Bo daleko jéj sypialnia!
Nie wątpię, że się seńora
Rozrzewni. Lecz śpieszmy — pora!
Na Boga, niech pan nie zwalnia.
Nie dziw się méj troskliwości,
Jestem, choć to wiek nie rany,
Tak w jéj cnocie zakochany,
Jak są młodzi w jéj piękności.