Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/200

Ta strona została przepisana.
Feliks.

Ta dama...

Celia.

Niech pan nie zwleka.

Lisardo.

Pomówimy, skoro wrócę.

(Wchodzi do domu, don Feliks chce wejść za nim, Celia zamyka drzwi).
Feliks.

Drzwi przed nosem mi zatrzasła.

Harbuz.

Nie szkodzi; czy to pan z masła?
Drzwi drewniane lecz okute,
Więc i czci to nie powala.
Żelazo honor ocala.

Feliks.

Co się w mojéj głowie dzieje!
Myśl się mąci — oszaleję.
Skąd u Laury niespodzianie
Tamta druga ma mieszkanie,
Co przeszła tak rezolutnie
Podżegając nasze kłótnie?
Więc nie Laura być powinna.
Lecz jakże? tu mieszka inna?
Czemum nie prosił Marceli,
By dziś była przyszła jeszcze.
Jużbyśmy zaraz wiedzieli,
O czem wspomnieć biorą dreszcze.
Ot, wstydu tylko przymnażam,
Gdy tak stoję, tak rozważam.
Zazdrości! ha, nie dociekaj,
Nie wahaj się i nie zwlekaj,
Idź rozstrzygnij losy moje.
Laura jest — albo nie Laura.
Jeśli nie ona, cóż stracę,
Jeżeli się uspokoję,
Cóż stracę, jeśli to ona?
Życiem i duszą przypłacę,
Gdy już uciekły mi z łona?
Uderzę i drzwi rozwalę.
Nie, nie, — to nazbyt zuchwale;
Lisardowi słowo dałem
Przyjaźni. Lecz co po całym
Szacunku i zaufaniu,