Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/224

Ta strona została przepisana.

I nowem życiem rozkwitam,
Żyjąc tu, gdzie ty oddychasz.
Reszty nie słucham, nie pytam.

Mencia.

Czas te łaski rozczaruje
I te blaski porozprasza.
Teraz proszę, jak się czuje
Na zdrowiu Wysokość Wasza?

Henryk.

Nigdy się nie miałem lepiej.
Ból w nodze, gdy się ukrzepi,
Zniknie.

Mencia.

Ratunek cudowny:
Na upadek tak gwałtowny
Spokój wiele dopomoże.
Już właśnie, dostojny panie,
Przygotowano posłanie:
Ubogie darujcie łoże
I zbytnią niegodność domu
Zechciejcie usprawiedliwić.

Henryk.

Mencio, zaczynam się dziwić:
Przemawiasz, jak zamku pani.
Jest-żeś nią?

Mencia.

Nie jestem, książę.
Dom ten ma tego za pana,
Komu ja sama poddana.

Henryk.

Ha! Któż on?

Mencia.

Kawaler zacny,
Don Gutier Alfonso Solis,
Wasz sługa, mój mąż i pan.

Henryk (zrywając się).

Wasz mąż?

Mencia.

Tak jest, mąż mój, książę.
Uważ seńor na twój stan.