I w swym wyborze łaskawy
I w swych żądaniach przystojny,
Jeśli mię duma nie mroczy,
Raczyłeś obrócić oczy
Swe na mnie. Dobréj mi sławy
Nie odmówi twój szacunek,
Doświadczywszy, że cześć moja
Była zawsze górą lodu,
Od któréj kwietna armata
Grzeczności skrzepła śród lata.
Z jakiegoż więc dziś powodu
Wiedząc, żeś szukał daremnie
Przedmiotu swych chęci we mnie,
Bom im nigdy nie schlebiała
Na kochankę za ambitna,
A na małżonkę za mała, —
Żalisz się i skarżysz książę?
A teraz, gdy tak niewieściéj —
Przebacz — chciałam bronić cześci,
Pokorną instancyą wnoszę:
Nie odchodź z naszego — proszę —
Domu, na szwank tak widoczny
Narażajac cenne życie.
Tuż je utrzymam, sądzicie?
Do stóp Waszéj Wysokości
Gnę się, jeśli mię nie zrani
Twój blask, o słońce Hiszpanii
I sławo hiszpańskich włości!
Smutku pełna i radości
Głowa ma k’tobie się chyla,
A dusza śród lęków tyła
To patrzy, to lśnię i kona,
W tym blasku w orlicę zmieniona,
W tym ogniu zmieniona w motyla,
Smutna z owego zdarzenia