Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/232

Ta strona została przepisana.

Kradnąc mu połowę siana.
A że to waszego dzień
Imienia, serdecznych tchnień
Składam hołd.

Henryk.

Mój dzień?

Kokin.

Rzecz znana.

Henryk.

Swoim zowę taki dzień,
Co jest wedle moich chceń.
Obsypany nieszczęść rojem,
Przez cóż mogę zwrać go swoim?

Kokin.

Prze to, żeście padli weń.
Mówię, jak kalendarz gada;
Jeśli się w nim tak nie czyta,
Bo ma odtąd stać — i kwita:
W dniu tym don Henryk przypada.

Gutierre.

Niech Wasza Wysokość siada
W siodło. Słońca rubinowa
Twarz do zimnych wód się chowa,
Zwełnionego boga gość.

Henryk.

Zabawili nas tu dość.
Piękna pani, bądź mi zdrowa!
Byś zaś wiedziała, że cenię
Radę, wnet niestałéj damy
O wymówkę zapytamy.
Źle leczę moje cierpienie,
Gdy mu zadaję milczenie.
Ha! już trudno; próżny płacz.
Ot, wyszedłem tu jak gracz.
Rzec nie mogę, abym źle grał.
On kochankę mi odegrał,
Ja mu odegrałem klacz.

(Wychodzą: Infant, don Arias, don Diego i Kokin).
Gutierre.

Moja urocza królowo,
Z którą istność życia dzielę,
Bo dwie dusze w jednem ciele,
A w dusz dwojgu jednakową