Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/242

Ta strona została przepisana.
Król.

Trwasz w tém mniemaniu do końca,
Że rozśmieszać umiesz?

Krokin.

Jużci.

Król.

Każdy raz, gdy ci się uda
Rozśmieszyć mię, dam sto skudów;
Lecz jeśli w ciągu miesiąca
Nie dokażesz, zamiast skuda,
Wszystkie zęby wybić każę.

Kokin.

Widzę — niech mi Bóg odpuści —
Omyłkę w takim podziale,
I szanse nierówne wcale.

Król.

Czemu?

Kokin.

Bo będę na dudka
Wystrychniony; jak? — rzecz krótka:
Kiedy kogo chichot ruszy,
Powiadają: zęby suszy.
Więc suszyć twe memi łzami
Jest to znowu drwić z natury.
Król — mówią — tak jest ponury,
Że lubi wyszczerzać zęby,
Więc śmiech zawsze mając w ustach,
Chcesz w moich czynić wyręby?
Ale przystaję; niech będzie.
Przynajmniéj mi się udało
Mieć czas jakiś skórę całą,
Bo przez miesiąc będę wszędzie,
W pałacu, czy na ulicy
Bezpieczny, że na pętlicy
Nie dam zwisnąć swéj osobie
I brodzie pozwolę zaróść.
A potem — niechaj już sobie
W gębie méj zamieszka starość.
Śpieszę się, panie mój słodki,
Przygotować me łaskotki,
I zawczasu już się cieszę,
Że rozśmieszę, że rozśmieszę.

(Wychodzi w podskokach).