Niech wasz majestat wyznaczy
Szranki; potwarca obaczy,
Że Leonora niewinna.
Myślę zaś, że szlachcicowi
Ta wolność z praw się stanowi.
Ja tu zaraz...
Co to jest?
Taki nieskromiony giest?
Ręce do szpad i przede mną?
Czyż na mą zmarszczoną brew
Patrząc, w oczach wam nie ciemno?
Gdzie ja, tam buta i gniew?
Precz! — Niech mi obu zabierze
Straż; zaprowadzić na wieżę.
Jeszcze jestém nie surowy,
Że nie strącam z karku głowy.
Gdy przeze mnie dobréj sławy
Pozbyła, na mnie trud cięży
Przywrócić ją; to jest prawy
Rygor szlacheckich oręży.
Nie tak bardzo mię rozczula
Gniew i nieżyczliwość króla,
Jak się fatalnością smucę,
Że do Mencyi dziś nie wrócę.
Mencyą dzisiaj pod pozorem
Łowów, gdy męża tu strzegą,
Mogę odwiedzić wieczorem.
Chodźcie ze mną, don Diego;
Muszę zamiar mój wykonać:
Już zwyciężyć mi — lub skonać.
Mrę z gniewu. Niech cię skarze Bóg,
Fałszywéj wzorze poczwary,
Niewdzięczny, zmienny, okrutny,