Duszę, choćbym w niéj pozostawił zgliszcze:
Zagaszę naprzód świecę.
Bez światła i bez rozumu w dół lecę,
Ślepiec, ślepiec dwa razy.
By nie poznała, przytłumię wyrazy.
Mencio! (Budzi ją).
Ha!
Cicho, nie zdradź się szelestem.
Kto to?
Czy nie znasz mię, luba? Ja jestem.
Poznaję: czyjaż inna
Stopa śmiała-by...
Oddycham, — niewinna.
Wszedł tutaj pokryjomu.
(Gł.) Wstąpić do tego domu?
Innemu jużbym w mojéj czci obronie,
I dotąd nieskalanéj
Cnoty, ten sztylet utopiła w łonie.
Dzięki, dzięki! Świt rany
W czeluściach duszy méj zapalił głownie.
Przebacz mi, Mencio; wszedłem tak gwałtownie.
Serce mi bije; — jakie przelęknienie!...
Odwagę twoje i roztropność cenię.
Czém zawiniłam?...
Już niczém!
.
Że wasza
Wysokość w méj mię samotni przestrasza?