W zwierciedle téj stali prawéj,
Obaczysz w niéj swoje winy.
Panie, patrz, — tak bez przyczyny
Karcisz mię, że w pomieszaniu...
Weź ten sztylet. Coś uczynił,
Zdrajco?...
Ja?
W niehamowaniu
Złości, którą dawno trawisz,
We krwi brata sztylet krwawisz?
Królobójca? Chciwy tronu,
Zwracasz go ku memu łonu?
Uważ, seńor, co powiadasz.
W pomieszaniu...
Śmiesz mi grozić?
Henryku, głowę postradasz.
Weź ten puginał. Umieram...
To może człeku zamrozić
Krew w żyłach.
Odejdę lepiej;
Wygnanie nad śmierć wybieram.
Jak niesprawiedliwyś, gdy cię
Niechęć ku bratu zaślepi.
Ja tobie odbierać życie!...
Wspomóż mię Bóg! Co to było?
Jak nieznośne podejrzenie
W myśli mi się zapaliło.
We krwi własnéj się ujrzałem.
W téj nieszczęsnéj wyobraźni
Wstają groźne mordu cienie
I dreszcz gniewu i bojaźni
Chodzi mi po ciele całem.