Ciężarem na mnie nie runie?
Czemu ten niebieski goniec
Jak Chrystowe zmiłowanie
Błyskawicą tu nie sfrunie?
Nie masz dla nędznych, o Panie,
Grobowego śmierci domu?
Dla rozpacznych nie masz gromu?
Jakiż żal ustawiczny
Nosisz, pani ma, na twarzyczce ślicznej,
Czemu w nocy i we dnie
Szlochasz i szlochasz?
Tak mi w duszy blednie
Wszelka świadomość bytu,
Że wieczny mrok bez świtu
Z myśli mych zrobił cmentarz.
Od owéj nocy, jeżeli pamiętasz,
Gdyśmy mieszkały w wili
I gdy w nieszczęsnéj chwili
Don Henryk przyszedł do mnie,
Struchlała jestém i zlękła ogromnie,
Ważąc, co mówisz, że to być nie może,
Bo o téj saméj porze,
Gdym się z tą dziwną znalazła osobą,
Infant rozmawiał z tobą.
Odtąd mi z leku kona
Dusza, szelestém lada przerażona,
Bo w jakąż otchłań dążę,
Jeśli to Gutier sam był, a nie książę?
Czyż zbłądzić było można?
Tak, Hiacynto; bo ja nieostrożna
Świecy zagasnąć dałam.