Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/308

Ta strona została przepisana.
Król.

Don Diego, odejdź na stronę.

Diego.

Dziwy niewytłómaczone
Oglądam dzisiejszéj nocy.
Brońcie nas, niebieskie mocy!

Ludovico.

Oblicza jéj nie dojrzałem,
Jeno śród jęków słyszałem
Skargę: Umieram niewinna.
Niech ci niebo nie pamięta
Méj śmierci! — Mówiąc, ta święta
Skonała, — a w tejże saméj
Chwili człowiek zgasił świécę
I wyprowadził za bramy
Tą samą, co przedtém drogą.
Gdyśmy przyszli w tę ulicę,
Usłyszawszy pewno szmery,
Odszedł i tu mię zostawił.
Lecz nie ujdzie nam, bom ręce
Naumyślnie tam zakrwawił
I wszędzie, którędy wracał,
Udając, żem w cieniu macał,
Poznaczyłem domów mury
Śladem téj strasznéj purpury.
Za takiemi drogoskazy
Odkryjemy dom zbrodniczy.

Król.

Za zasługę ci się liczy,
Coś zrobił. Twoje wyrazy
Nie jasne; o czem się dowiesz
Jeszcze, natychmiast mi powiesz.
Weź ten pierścień z dyamentém:
Dniem i nocą każdéj chwili
Drzwi pałacu ci rozchyli.

Ludovico.

Niech cię, królu, nieba strzegą!

(Odchodzi).
Król.

Odejdźmy teraz, don Diego.