Don Gutierre, gdzie waść goni?
Niechaj król mi stóp nie broni
I niech mi nie broni głosu,
Abym u nich wydał powieść
Najokropniejszego ciosu,
Powieść, od któréj zlękniona
Dusza zblednie. Moja żona,
Moja Mencia czysta, luba,
Duma moja i ma chluba,
Niechaj sława o tém powie, —
Mencia, którą tak kochałem,
Jak mą duszę, jak me zdrowie,
Dziś w nocy w walce śmiertelnéj
Zgasiła nieskazitelny
Blask, by zadać kłam mniemaniu,
Że była z bogiń nie z ludzi.
Lekarz — jeśli mię nie myli
Rozgłos — pierwszy tu w Sewili,
Którego rozgłośna sztuka
Równéj sobie w świecie szuka,
Posłuszny memu wezwaniu
Przybywszy, krwi rozporządził
Puszczenie, ile że sądził,
Że gwałtownemi sposoby
Bieg trzeba przeciąć choroby.
Jak kazał, uczynić chciałem:
Cyrulika przywołałem
Ja sam, nie znalazłszy służby.
Krew puścił, jak należało.
Ja dziś, ledwo rozedniało
Wchodzę cicho do alkowy.
Od progu — o straszne wróżby! —
Kobierzec karmazynowy
Na posadzce; na pościeli
Czerwone róże śród bieli,
A na nich Mencia — umarła,
W téj krwi świetnéj wykąpana.
Zdrajczynią — otwarta rana,
Którą wybroczyła duszę.