Nałożysz, braciszku, głową.
Bo miejże, człeku, na względzie,
Że jest naszym gienerałem
Don Lope de Figueroa,
Człek nie swojski, jak wąż boa,
— Choć dzielniejszych nie widziałem —
Człek żelazny i surowy,
I niepanieńskiego serca,
Klątwo-miotacz i bluźnierca,
Co nie pożałuje głowy
Przyjacielowi na świecie,
Ale strąci bez pardonu.
Każ wasze precz z tego tonu,
A ja swoje zrobię przecie.
Dość chwacki, jak na wojaka.
— Mnie jeszcze — co tam — niech gonią.
Lecz wiecie, chodzi mi o nią.
Oto się zbliża... biedaka!
Że mi się nogi odkruszą,
Niech się nie boją waszecie,
Bo rodziła się, jak wiecie,
Iskierka z brodatą duszą,
A wasz strach jest mi na despekt.
Do roboty przy żołnierce
Rwało się i rwie dziś serce,
Bo z niéj i korzyść i respekt.
Rzecz także od słońca czystsza,
Że siedzę, gdzie mi wygodnie;
A dobrze mi niezawodnie
Przy boku mego wachmistrza,
Gdzie się jak pąk w maśle pływa,
I gdzie można złotém przesiąc!...
Indziéj tak dobrze nie bywa.
Skoro zaś aż tu piechotą
Choć i z trudem, choć i z biedą
Zaszłam z moim Rebolledą,
I jeszczem gotowa oto
Iść, czegóż chce więcéj?