Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/33

Ta strona została przepisana.

Mojéj zrozpaczonéj chęci
I podrażniona cierpliwość
Rankor na twą dumę nęci,
Roznamiętniona obrazą.

Lisardo.

Euzebiuszu, gdzie żelazo
Ma głos, niech język nie gada.

(Dobywają broni i walczą, — Lisardo pada, a próbując powstać, pada na nowo).

Ranny jestem!...

Euzebiusz.

— Ha! śmiertelnie?...

Lisardo.

Nie; ramiona mi się slonią,
Ale mam dość sił... Ach, biada!...
Braknie mi... ziemi... pod dłonią.

Euzebiusz.

Niech ci w gardle głosu braknie!

Lisardo.

Nie daj umrzeć... dusza łaknie
Spowiedzi.

Euzebiusz.

— Ha! mrzyj, bezczelny!

Lisardo.

Klnę cię na ten nieśmiertelny
Krzyż, na symbol śmierci Chrysta!

Euzebiusz.

To imię dziś cię wydziera
Grobowi; podnieś się z ziemi,
Bo kiedy Chrystusowemi
Klniesz mię znaki, złość zamiera
W mym gniewie, w dłoni mrze siła.
Podnieś się z ziemi!

Lisardo.

— Nie mogę.
Czuję, że mi pogardziła
Dusza w ciekącéj krwi bytem
I gotuje się iść w drogę
Śród ran tylu zawahana,
Która dla niéj drzwiami rana.

Euzebiusz.

Oprzyj mi się na ramieniu
I odetchnij; gdzieś tu w cieniu