Mojéj zrozpaczonéj chęci
I podrażniona cierpliwość
Rankor na twą dumę nęci,
Roznamiętniona obrazą.
Euzebiuszu, gdzie żelazo
Ma głos, niech język nie gada.
Ranny jestem!...
— Ha! śmiertelnie?...
Nie; ramiona mi się slonią,
Ale mam dość sił... Ach, biada!...
Braknie mi... ziemi... pod dłonią.
Niech ci w gardle głosu braknie!
Nie daj umrzeć... dusza łaknie
Spowiedzi.
— Ha! mrzyj, bezczelny!
Klnę cię na ten nieśmiertelny
Krzyż, na symbol śmierci Chrysta!
To imię dziś cię wydziera
Grobowi; podnieś się z ziemi,
Bo kiedy Chrystusowemi
Klniesz mię znaki, złość zamiera
W mym gniewie, w dłoni mrze siła.
Podnieś się z ziemi!
— Nie mogę.
Czuję, że mi pogardziła
Dusza w ciekącéj krwi bytem
I gotuje się iść w drogę
Śród ran tylu zawahana,
Która dla niéj drzwiami rana.
Oprzyj mi się na ramieniu
I odetchnij; gdzieś tu w cieniu