Dlaczego?
Ażeby nie umarł z głodu.
Niech ma wieczny spokój dusza
Mego pana i rodzica;
Nie kto inny mię zaszczyca
Jeno godność jego rodu,
Zaś tarcz lazurowo-złota
Od tych ciężarów mię broni.
Wielka zbiera mię ochota
Zeskrobać z niéj okruszyny.
Może i nie mam przyczyny
Unosić się nad rodzicem,
Że mię chciał spłodzić szlachcicem.
Nie pozwoliłbym się spłodzić
W zacnem łonie mojéj matki
Inaczej, ni raczył zrodzić
Choć gwałtém — jeno z hidalga.
Przewidzieć tę chęć — rzecz cała.
Łatwiejsza, niżby się zdała.
Jakto? panie!
Filozofii
Nie znasz, nie wiesz, co principium.
Owszem, — w żołądku mi skrzypią
Dane, przesłanki i wnioski,
Które widziałbym z rozkoszą...
Lecz twój, panie, stół jest boski,
Ziemskich danych nań nie wnoszą.
Nie o te pryncypia chodzi.
Czy ty wiesz, że kto się rodzi
Jest substancyą tych pokarmów,
Które jedli jego przodki?