Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/334

Ta strona została przepisana.

Podwójnéj blaskiem aurory
W tobie, pani, dzień powstaje.

Izabella.

Mówiłam, jak mi się zdaje,
Seńor Mendo, razy wiele,
Że chęci waszych nie dzielę
I zostaną bez nagrody
Wszystkie miłosne zachody,
Wszystkie gorące zapały
Spalone tu pod balkonem.

Mendo.

Gdyby kobiety wiedziały,
Jak im to z gniewem do twarzy,
Ile chowają uroku
W surowym, wzgardliwym wzroku,
To piększydłem-by się onem
Krasić kwapiły jedynie.
Piękna jesteś jak boginie.
O gniewaj, gniewaj się jeszcze!

Izabella.

Jeżeli wam, panie Mendo,
Niczém zawsze moje będą
Prośby, na niemiłych osób
Natręctwo jest inny sposób.
Zamknij to okno, kuzyno.
Niechże tam w westchnieniach giną.

(Odchodzi).
Ines.

Mój panie błędny rycerzu,
Byś nie chodził w sposób taki
Na miłosne ślizkie szlaki,
W takim cudackim pancerzu,
Niech cię miłość nadal broni.

(Zamyka okno).
Mendo.

Ineso, gdy piękność stroni
Od miłości, to jéj wolno.
Nuńo, chodźmy.

Nuńo.

O, jak bolno
Wszystkim biedakom na świecie!