Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/336

Ta strona została przepisana.
Crespo.

Z łanu; dzisiejszym wieczorem
Pokończone wreszcie żniwa,
Pokoszona stoi niwa,
Na niéj ustawione w kopy
Napęczniałe zbożem snopy,
Złociste góry pszenicy;
A złoto to jest najczystsze,
Bo go w niebie złotomistrze
Próbowali w swéj mennicy.
Widłami na wiatr podane
Rozdzielają się przewiane:
Po jednéj stronie ziarniste
Kłosy, po drugiéj źdźbła czyste.
Tak bo zawsze ważne ziarno
Bierze plac przed słomą marną.
Dałby Bóg, bym do stodoły
Zdołał zwieść je i do śpichrzy,
Nim mi burza je rozwichrzy,
Nim je jaki wiatr rozkradnie.
Ty coś robił?

Juan.

Nie wiem snadnie
Jak rzec, byście nie ganili.
Oto biesi pokusili,
W piłkę z przyjaciółmi grałem
No — i szczęściem jakoś stracił...

Crespo.

Nie szkodzi, jeśliś zapłacił.

Juan.

Ba nie, — nie miałem pieniędzy;
I chcę właśnie w mojéj nędzy
Prosić was, ojcze...

Crespo.

Powoli.
Rozsądek każe człowieczy
Pilnować zawsze dwu rzeczy:
Nie przyrzekać bez pewności
Dopełnienia powinności
Swoich przyrzeczeń i nie grać
Nigdy nad to, co w kieszeni,
Byś tracąc, cześci nie stracił.