Na górę, spojrzeć, czy pewna osoba,
Któréj tu na dół zejść się nie podoba,
Mieszka tam.
Czemu nie wejdziesz po prostu?
Widzisz, nie można wpaść tak prosto z mostu
W nieswoim domu; — otóż udasz kłótnię
I cofający postawisz się butnie.
Więc ja dobywszy szpady rozgniewany,
Goniąc u schodów przyprę cię do ściany;
Wejdziesz na schody, aż dojdziem, gdzie owa
Osoba nam się chowa.
Bardzo dowcipna rada.
Gdy z Rebolledą tak za pan brat gada
Kapitan, — jestem zero,
Jeśli nie będę dzisiaj boliczerą.
Więc to tak? to trzymali
Grę i niezgorzéj nią się obławiali
Łotr, albo zmokła kura, a gdy o nią
Uczciwy człowiek prosi, to mu bronią?
Masz tobie! Nowe głupstwo mu się darzy.
Co to? Kto do mnie tak mówić się waży?
Nie mówić, gdym jest w prawie?
Cicho i precz mi, bo łaźnię wyprawię.
Jest kapitanem moim; tylko przeto
Milczę, bo na Bóg żywy! gdyby nie to
I gdybym kij miał w ręku...
Cóżbyś zrobił?
Stój! Nie zabijaj. — Śmierci się dorobił.