Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/351

Ta strona została przepisana.
Lope.

Potrząśnijcie go postronkiem[1].

Rebolledo.

Trzęś... czém trząść mię, gienerale?

Lope.

Postronkiem.

Rebolledo.

Aj, aj, nie lubię,
Aj, nie lubię takich „trzęśni“.

Iskierka.

Już mi chłopca na śmierć wiedą.
Już mi łubka kat oskubie.

Kapitan (n. s.).

Mój mileńki Rebolledo,
Nie mów nic, — ja cię ocalę.

Rebolledo.

Milczeć? Ani mi się nie śni.
Abym jutro czarny kołnierz
Miał na szyi jak zły żołnierz?

(Głośno).

To kapitan — już nie kryję —
Kazał udać z sobą sprzeczkę,
I pod pozorem, że bije,
Zaszedł tutaj.

Crespo.

A widzicie
Teraz, żeśmy słuszność mieli.

Lope.

Nie mieliście, boście śmieli,
Nie zważając, jakie skutki
Wynikną, narażać życie.
— Doboszu, zagrać pobudki.
Każdy na swojéj kwaterze,
Zostać przez całą wierzerzę,
I nie wychylić mi śmierci
Do jutra pod karą śmierci.
Wy zaś, by z kłopotém takim
Nie zostać, a ty z niesmakiem,
Porządek od ręki zrobię.
Kwaterę inną gdzieś sobie

  1. Delinkwenta podnoszono i trzęsiono na sznurach.