Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/356

Ta strona została przepisana.
Rebolledo.

Bogdajś nigdy nie był znał
Téj dumnéj i pięknéj chłopki,
Co ci spokój tak zamąca.

Kapitan.

Cóż powiadała służąca?

Rebolledo.

Odpowiedź zawsze ta sama.

Mendo (n. s.).

Tak ma stać się; już noc blada
Po nad ziemią cień rozkłada;
Nim mię inna natchnie rada,
To roztropność radzi moja.
Chodź mię zbroić.

Nuńo.

A gdzie zbroja?
Innéj podobno nie mamy
Prócz na herbie w gzymsie bramy.

Mendo.

Na strychu pośród rupiecie
Musi znaleść się coś przecie,
Co za złoty kirys stanie.

Nuńo.

Chodźmy, bo nas ujrzą panie.

(Odchodzą).
Kapitan.

Aby jedno chłopskie dziecko!..
Drożyło się tak szlachecko!...
Jeszcze mi dobrego słowa
Nie dała dziewka przeklęta.

Sierżant.

Bo takie wiejskie gąsięta
Nie lgną do płochych żołnierzy.
Gdybyś chłopem był jak ona,
To, niech mi kapitan wierzy,
Wyszłaby tu umilona
I gotowa na zaloty.
A tak — stracone kłopoty;
Bo skoro już jutro rano
Z wioski ruszać nam kazano,
Jak chcesz, by po jednéj dobie
W ramiona upadła tobie?