Mówiłeś, że chłopskie twarze
Piękności zaznać nie mogą?
I teraz mnie własna karze
Doufność; kto przeświadczony,
Że na hazard idzie pewny,
Niesie i środki obrony.
Kto obawą ciosu gardzi,
Ten naraża się najbardziej,
Bo już mu zabraknie środka,
Gdy się z istnym wrogiem spotka.
Sądziłem znaleść wieśniaczkę,
A zjawiła mi się bóstwem;
To moje własne dufanie,
Teraz mi się zgubą stanie.
Tak, między piękności mnóstwem,
Doskonalszéj nie widziałem,
Rebolledo, w życiu całem.
Ach, ujrzeć, mówić z nią znowu...
Mam w kompanii méj chłopaka,
Doskonałego śpiewaka,
A Iskra, dziś gospodyni
Gierni, w tamburku mistrzyni,
Z całém moich grajków gronem,
Serenadę pod balkonem
Urządzimy; oknem wyjrzy
I porozmawiasz z nią snadnie.
A don Lope na nas wpadnie
Zbudzony, nabawi biedy.
On z swą nogą czy śpi kiedy?
Zresztą cokolwiek się stanie,
To nie na was, kapitanie,
Lecz na nas wszystko się skrupi:
Ty będziesz śród nas przebrany.
Chociaż to szalone plany,
Niech się już męka okupi
Moja bodaj i odkryciem.
Niechże twoi chłopcy, skoro