Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/389

Ta strona została przepisana.

Dzieje wstrętne, dzieje smutne,
Dzieje, co na pomstę ludzi
Chce niebo, by się pisały.
Niebo! — I ono okrutne!
Ja proszę i głos mój budzi
Echa w boru... proszę słońca,
By wstrzymało się godzinę
I już twarz spostrzegam ze złota,
Jak ponad gór rąbki sine
Wstaje. O biedna ja, biedna,
Niewysłuchana istota,
Pokrzywdzona, powstydzona...
Duch mi w nędznem ciele kona,
Grób się otwiera bezedna,
I chłonie mię — półumarłą.
Na moje niewinną cześć
Niebo gniewy swe wywarło.
Gdzie iść, dokąd ręce wznieść?
— Ośmiela li się do domu
Powieść mię stopy zbłąkane!
Dom mój z mego spłonie sromu,
Bo jakże przed ojcem stanę,
Który nie znał większéj dumy,
Jak spoglądać na klejnoty
Mego honoru i cnoty,
A dzisiaj, o biada mi, biada,
Taką szczerbę w nich wybada!
— Z miłości dlań i szacunku
W ucieczce szukać ratunku?...
Powiedzą o nieobecnej,
Żem spólniczką sprawy niecnej.
Obmowie wrota otworzę,
Niewinność wydam zjadliwym.
Zlękła, nieradna, — mój Boże,
Źle widzę, — o, źle zrobiłam,
Że przed bratém uskoczyłam,
Gdy w napadzie popędliwym
Gniewu zabić chciał, ujrzawszy
Stan mój od tych wrzosów łzawszy
Rośnych... Żawołam, usłyszy
Póki jeszcze zemstą dyszy,
Zabije. —
Juanie, Juanie!