Dumę, co żąda posłuchu.
Gdy za nami się zatrzasną
Drzwi domu, znajdziemy radę.
Ujrzawszy nasze stateczność,
Z gniewem swoim tę konieczność
Pogodzi, przebaczy zdradę.
Mam włości, by cię w nich chować,
Mam ludzi, aby cię bronić,
Złoto, by dla ciebie trwonić,
Duszę, by cię w niéj piastować.
Jeśli szczery był nasz ślub,
Jeśli miłość twa nie myli,
Ośmiel się, albo w téj chwili
Ujrzysz moje śmierć i grób!...
Słuchaj, Euzebiuszu!...
— Pani,
Pan idzie!
— Ja nieszczęśliwa!
Wszystko chyba zło się zrywa
Na mnie z piekielnéj otchłani.
Może wyjść?
— Niepodobieństwo;
Pan już tu... wszedł w korytarze...
Puka w drzwi... otworzyć każe!
Jaka trwoga!...
— Ha, przekleństwo!
Którędy ujść?
— Skryć się musisz.
Skryć się, — gdzie?
— Tu w téj alkowie.
Prędko; pan nic się nie dowie.