Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/392

Ta strona została przepisana.

W sposób zdradziecki i zręczny
Wprowadzał nikczemnie w czyn
Spisek na mą cześć uknuty,
Uniósł mię, gdy towarzysze,
Zaprzedani mu urwisze,
Plec mu bronili w ucieczce.
Śród tych gór po krętéj steczce,
Bieżał w las i drzew gęstwinę,
Która jest zbrodni świątynią.
— Patrz, nawet i góry czynią
Z siebie bezprawia kaplice!..
Tutaj w omdleniu dwa razy
Zamknęły się me źrenice;
Świat się dokoła uciszył
I już mi nie towarzyszył
Nawet twój głos, bo wyrazy
Poroznoszone na wietrze,
Stawały się coraz bledsze
I bledsze, tak, że co przedtém
Było dosłyszalną mową,
Rozwiewało się echowo,
Potrącając liści rąbki;
Niby jak po dźwięku trąbki,
Skoro muzyk się oddali,
Słychać już tylko wspomnienie
Idące po wiatru fali.
— W téj zaechowéj ustroni
Widząc, że nikt go nie goni,
Widząc, że nic mię nie broni,
— Bo nawet księżyc u góry,
Wszedł za obojętne chmury...
Niech przekleństwo będzie tému
Od słońca pożyczanemu
Światłu — o biedna ja, biedna! —
Zdrajca sądząc, że przejedna,
Zaczął pochlebnem udaniem
Tłómaczyć swój gwałt kochaniem,
Tak; ileż się widzi razy,
W pieszczotę zmienione obrazy!
Przeklęty człowiek, przeklęty
Człowiek, co chce przemódz wstręty
Siłą, serce zdobyć gwałtém,
Bo próżne żądania rości: