Z trwóg strasznych w straszniejsze trwogi,
Zbłąkana, z płaczu oślepła,
Przez góry i przez rozłogi,
Bez światła i bez kierunku,
Sama przed sobą pobladła
Biegłam szukając ratunku,
Ażem tu do cię przypadła.
— Oto moich krzywd opowieść;
Jeśli pragniesz dumy dowieść,
Ośmiel przeciw memu łonu
Gniewem zdjęty i obrazą
Twą odwagę i żelazo.
— Oto ja spragniona skonu
Własnemi zrywam rękoma
Te krępujące cię sznury,
Może się z nich przyda który
Na moje nieszczęsną szyję —
Ja-m twa córka, tyś bez cześci
I wolny. Po méj powieści
Wahasz się? Zabij! Świat powie,
Że zadałeś córce śmierć,
By dać życie honorowi.
Dziecię me, córko kochana,
Podnieś się, ranisz kolana.
Gdyby nie słały nam losy
Pod nogi cierni niedoli,
Jakże zwałyby się ciosy,
Czem byłoby to, co boli?
Dla ludzi boleść stworzona,
Toż się ją musi odwagą
Pieczętować w głębi łona.
Izabello, chodźmy stąd.
Przedwszystkiem trzeba mieć wzgląd
Na chłopca; po takiéj sprawie
Jestém o niego w obawie.
Musim, gdzie jest, się dowiedzieć
I złe następstwa uprzedzić,
Chowając go w miejsce pewne.