Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/401

Ta strona została przepisana.

Żyj skromnie i nikt nie zajrzy,
Zwłaszcza w takiem małem siele,
Gdzie się cudze wady piele,
Tak ochoczo jak nic w świecie
A Bóg-by dał, powiem, panie,
By się pełło je w sekrecie! —
Że nie brakło jéj urody
Wasze miłosne zachody
Poświadczą — ach, smutne dzieje
Nie dziw, że łzami obleję.
Tu, panie, nieszczęście moje...
Źle, że się trucizną poję;
Nie chylmy téj czaszy do dna,
Zostawmy nieco odwadze.
Tak jest; zbierzmy duszy władze
I naraz nie wybuchajmy
Nieszczęściem, ale też dajmy,
Dajmy czas jego naprawie.
Że wielkie, wiesz; — w méj niesławie
Szczerze chciałbym je przydusić,
Lecz się hamuję daremnie.
Na żyw Bóg! gdybym je zmusić
Zdołał, by zostało we mnie,
Tutajbym ja nie przychodził,
Lecz je z żalem mym pogodził,
Zdał część — jak mówię — odwadze.
— Więc takiéj krzywdzie dotkliwéj
Poszukiwać sprawiedliwéj
Odpłaty, leku zniewadze
Nie zemstą jest, a lekarstwem.
Nad tą zadumań odpłatą,
Myślę i uważam na to,
Aby wam nie było źle,
A nam niegorzej; — rzec chcę:
Bierzcie mój majątek, panie,
I mój i mojego syna,
Którego do stóp wam zwlekę,
Gdyż jest wielka jego wina.
Niech dla niego z całéj schedy
Nie zostanie marovedi,
Niech skazani na żebranie
U obcych szukamy chleba.
A jeżeli więcéj trzeba,