Ta strona została przepisana.
A Baryłka od kolebki
Nosił zawsze całe klepki.
(Otwiera).
SCENA II.
(Wchodzi Don Juan Malek).
Malek.
Nie kryjcie się.
Kadi.
Skądże, panie?...
Wy, którego krew Maleków,
Choć maurytańska od wieków,
Uczyniła członkiem rady
Dwudziestu czterech Granady,
Wy raczycie zejść dziś do mnie?
Malek.
Sprawa poważna ogromnie
Z smutnej — niestety — przyczyny,
W te mię wiedzie odwiedziny.
Kadi (n. s. do Maurów).
Niekarność nasze przychodzi
Zganić.
Baryłka.
Zganić? Nic nie szkodzi:
Zganić nie to, co wyganiać.
Kadi.
Co rozkażesz?
Malek.
Przyjaciele,
Niech was do siebie ośmielę;
Nie straszcie się mych odwiedzin,
Bo zdrady w nich niema żadnéj.
Oto sprawa:
Gdy dziś rano
Wstępowałem do senatu,
Właśnie nam do sali radnéj
Prezydenta list przysłano
Z izby jego majestatu
Filipa, a z nim żądanie,