Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/448

Ta strona została przepisana.

Obu, choć dech we mnie kona,
Szczęścia życzyć zniewolona.
A zrobi mię nieszczęśliwą,
Którykolwiek wyjdzie żywo.

(Potknąwszy się na krześle, don Alvaro pada; dońa Izabela wybiega zakwefiona i zatrzymuje Mendozę).
Alvaro.

Nic to; o krzesło niechcący
Potknąłem się.

Izabela.

Don Juanie,
Stój! (n. s.). Na Boga, pomieszanie
Pchnęło mię; nie wiem, co czynię.

(Cofa się).
Alvaro.

Źle, żeście mi ukrywali,
Iż nas widzi ktoś z téj sali.

Mendoza.

Nie należy wam się żalić:
Patrzyła na nas jedynie
Po to, aby was ocalić.
Chociaż alarm był zbyteczny,
Jestém jeszcze dosyć grzeczny,
Abym wiedział, że potknięcie
Jest przypadkiem.

Alvaro.

W każdym razie
Damie téj, tak pełnéj pieczy,
Składam dzięki za dwie rzeczy:
Że wyszła, by mi ratować
Życie, a wyszła, nim za nie
Waszéj dworności dziękować
Wypadło zobowiązanie.
Tak swoboda mi została
Raz drugi spróbować broni.

Mendoza.

Don Alvaro, któż wam broni?

(Biją się).
Izabela.

Niech tu boska radzi sztuka.

(Słychać uderzenia do drzwi).