Ta strona została przepisana.
Co udostojniło włos
Na wielkie nieszczęście stanie
I niespodziewany cios,
Niech cię dziś hart ten ustrzeże
Od rozpaczy.
Kurcyusz.
— Skąd się bierze
Ta śmiałość, że bez rozkazu
Wszedłszy, przerywasz mi?
Arminda.
— Panie!...
Kurcyusz.
Skończ, bo to samo wahanie
Obraża mię.
Julia.
— Milczysz, czego?
Arminda.
Nie mogę znaleść wyrazu
Na mój strach, nieszczęście wasze.
Kurcyusz.
Gdy ja się słuchać nie straszę,
Ty nie bój się najgorszego
Wymówić.
Arminda.
— Lisardo, panie...
Kurcyusz.
Tego jeszcze mi nie stało!
Arminda.
Syna twego, panie, ciało
Na zakrwawionym tapczanie
I niesione przez pasterzy
Ranami straszne — tam leży.
Oto orszak już nadchodzi;
Nie patrz!...
Kurcyusz.
— W jakiejże powodzi,
Nieba! szczęście me topicie.
Biada!