— Jakaż nieczłowiecza
Moc wykrwawiła to życie
Z piersi i jakaż zdziczała
Dłoń w krwi naszéj wykąpała
Na niewinność wściekły miecz?
Boże!
— Zważ, pani!
— Na krwawy
Nie patrz widok.
— Idźcie precz!
Uspokój się...
— Ha! z cielesnéj
Dusza chce mi wyjść oprawy.
Pozwólcie patrzeć mi na trup ten siny
Zlodowaciałą nieszczęścia spuściznę,
Dzieło przekleństwa, młodości ruiny,
Na tę krew, serca mojego truciznę;
Jakaż moc z ciebie zrobiła, jedyny
Synu mój, posąg grozy i siwiznę
Ojca zmieniła w białe prześcieradło,
By się całunem na twe ciało kładło?
Mówcie-że, mówcie mi, kto śmiał tak skrycie
Zabrać go, lubą pociechę méj głowie?
Dżyl widział zwadę obu i zabicie,
Bo stał ukryty za drzewem; — niech powie.
Mów, przyjacielu, kto mu wydarł życie?
Wiem tyle, że się Euzebiusz zowie:
Tak go panicz zwał...