Ta strona została przepisana.
Lope.
Ja ten,
Który służyć wam przybywa
Od Flandryi do Andaluzyi;
Ą rzecz prosta i godziwa,
Że skoro wy nie do Flandryi,
Flandrya tu do was zstępuje.
Juan.
Między szczęsne dni wpisuję
Dzień ten. — Dobrzy wasi ludzie?
Lope.
Ha! czy dobra moja wiara?
Wątpić o moich chłopczyskach?
Gdyby tutaj Alpuhara
Była piekłem, a alkadem
Sam Mahoma w téj paskudzie,
Weszliby tam wszyscy ładem,
— Weszliby, oprócz tych wszakże,
Którzy, jak ja klną podagrze,
Bo tym nie leść po urwiskach.
SCENA III.
(Szyldwach, Garces, Baryłka).
Szyldwach (za sc.).
Stój! Kto idzie?
Garces (za sc.).
Widzisz przecie,
Swój, swój.
(Wchodzi Garces trzymając Baryłkę za bary).
Juan.
Co tam?
Garces.
Na pikiecie
Stojąc ot tam, gdzie rozwarta
Skała, słyszę między krzaki
Szmery; popatrzę, kto taki
I spostrzegam tego charta
Kucającego na czatach.
— Związać mu lontem muszkietu