Chcieli mi zrządzić poganie,
Uciekłem, ale nie dalej,
Jak milkę, bo ci złapali.
— Jeśli mię nie zabijecie,
Powiem, co myślą poganie
I powiodę, gdzie wejdziecie
Do twierdzy, jak na śniadanie.
Myślę ja, że łże nieboże,
— Ba! lecz i prawdą być może.
Wiem, w niewoli niewątpliwie
Wielu chrześćjan u nich żywię:
Tak pewna dama mi znana
Żyje pośród nich porwana.
Więc ni więźmy, ni niewierzmy. —
— Garces, weź z sobą tę nocną
Ćmę a pilnuj mi jéj mocno.
Niech ta głowa odpowiada
Waszéj mości.
Wybadamy,
Czy kłamie, czy prawdę gada.
A my teraz, gienerale,
Odejdźmy do naszych kwater
I pomyślmy, jak się wdrążyć
W ten nieprzenikniony krater.
Radzę mościwemu księciu
Ostrożnie w tém przedsięwzięciu
Ze wszech stron zamiar okrążyć
Statecznym lotém rozwagi;
Bo choć zda się ta wyprawa
Drobną, jest niezmiernéj wagi.
Pomyślna mało przydawa
Czci, — chybiona niesie klęski.
Więc dzisiaj budując plany,
Baczyć potrzeba nie tyle,