Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/464

Ta strona została przepisana.

Chcieli mi zrządzić poganie,
Uciekłem, ale nie dalej,
Jak milkę, bo ci złapali.
— Jeśli mię nie zabijecie,
Powiem, co myślą poganie
I powiodę, gdzie wejdziecie
Do twierdzy, jak na śniadanie.

Juan (do Mendozy).

Myślę ja, że łże nieboże,
— Ba! lecz i prawdą być może.

Mendoza.

Wiem, w niewoli niewątpliwie
Wielu chrześćjan u nich żywię:
Tak pewna dama mi znana
Żyje pośród nich porwana.

Juan.

Więc ni więźmy, ni niewierzmy. —
— Garces, weź z sobą tę nocną
Ćmę a pilnuj mi jéj mocno.

Garces.

Niech ta głowa odpowiada
Waszéj mości.

Juan.

Wybadamy,
Czy kłamie, czy prawdę gada.
A my teraz, gienerale,
Odejdźmy do naszych kwater
I pomyślmy, jak się wdrążyć
W ten nieprzenikniony krater.

Mendoza.

Radzę mościwemu księciu
Ostrożnie w tém przedsięwzięciu
Ze wszech stron zamiar okrążyć
Statecznym lotém rozwagi;
Bo choć zda się ta wyprawa
Drobną, jest niezmiernéj wagi.
Pomyślna mało przydawa
Czci, — chybiona niesie klęski.
Więc dzisiaj budując plany,
Baczyć potrzeba nie tyle,