Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/470

Ta strona została przepisana.

Chłopczyka z łuczkiem napiętym;
Dumny, że jest dyamentém,
Jednak do twych stóp się zgina.
Oto dużych pereł sznur;
Kto cię ujrzy w nie przybraną,
Powie, że je w chłodne rano
Wypłakała zorza z gór.
Tu szmaragdowa orlica
O barwach nadziei mojéj:
Tylko orzeł się nie boi
Patrzeć słońcu prosto w lica,
Tu niezabudki... lecz nie;
Lepiéj abyś ich nie brała,
Bo ja chcę, byś pamiętała
Sama z siebie dzień ten wiecznie.

Klara.

Wdzięczna za miłości tyle,
Tuzani, biorę twe dary;
I przyrzekam w zakład wiary
Nie zdjąć ich, chyba w mogile.

Izabela.

Ja tym uściskiem poświęcę
Czułym wasze chęci lube.

(n. s.)

— Ach, mnie wyjdzie on na zgubę!...

Malek.

Teraz niech zaplotą ręce
Przed duszą wieczne ogniwa.

Alvaro.

Oto już u nóg tych klęczę.

Klara.

Uściskiem wiarę ci ręczę.
Bądź szczęśliwy!

Alvaro.

Bądź szczęśliwa.

(Podają sobie ręce, słychać huk bębnów).
Wszyscy.

Co to jest?

Malek.

Hiszpańskie bębny
Niosą echa z gór w doliny;
— Bo nie Maurów tamburyny.