Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/472

Ta strona została przepisana.

Bo ją chce obejrzeć zara“.
— Wykradamy się cichutko,
On mi oddaje ten wór,
Gdzie pochował swoje jadło, —
I tak idziemy zapadłą
Drożynką w głęboki zwór.
Ja ci, gdzie się droga skręca
Myk za skałę i het w góry;
Tak, został, gryząc pazury,
Bez śniadania i bez jeńca.
Chciał za mną gonić chłopczysko,
Zwrócił go, czmyhać w te pędy
Oddział nasz, co szedł tamtędy.
— Więc wam gadam, że już blizko
Jest pan Juan Andustrjacki,
A za nim ci wojska siła:
Pan Bielec i pan Awyła
I jeszcze jakiś warjacki,
Co bije w Flondryi hermetyków
Figmigroła; w Alpoharze
Idą cię szukać.

Valor.

Ha! dosyć,
Bo się gniewem chce unosić,
Me królewskie serce wraże.

Malek.

Patrzcie, na dalekich szczytach,
Gdzie drży słońce zawahane,
Czy ma skryć się za gór ścianę,
Czy pozostać na błękitach,
Niewyraźnie majaczeją
Okutane w mgieł osłony
Lśniące stalą eskadrony.
— Wnet tu na nas się wyleją.

Klara.

Lud ogromny być to musi,
Który gromadzi Granada.

Valor.

Zapewne! Armia nielada,
Kiedy mnie pobić się kusi;
Choć ten, co wiedzie te czety,
Na nasze kamienne pola,
To syn Piątego Karola,