Smutna dola jemu władnie.
Więc ty, lilio z różą polną,
Co cierpicie, czuć wam wolno...
Lecz nie mówcie; — każdy zgadnie.
Uciechy wy, nazbyt rane,
Mdłéj nadziei poronieńce,
Boście wcześniéj zgasły w męce
Jeszcze nim na świat wydane;
Jeśli tutaj zabłąkane
Poniosłyście gwary swoje,
Zatrzymywać was się boję:
Gdyście radość drugim winny,
Idźcież szukać pani innéj.
— Nie dla mnie wy uciech roje.
Cudem wstawszy pączki róży
Z śniegu, zwiędły jedną chwilką;
Bo i będąc cudem tylko,
Jakże istnieć mogły dłużej?
Wierzyłem, że nic nie zburzy
Szczęścia mi — a dziś się boję;
Oj, nie dla mnie uciech zdroje
Tryskacie wy; lecz wy fale
Smutków, choć się sam nie żalę,
Każdy widzi, żeście moje.
Może i lepiéj, uciechy,
Że tu przy mnie nie dotrwacie...
Jeśli ciągle polatacie
Nad nieszczęsnych ludzi strzechy.
Zazna po mnie ktoś pociechy.
Teraz już zrozumieć snadnie,
Że lada wiatr wami władnie...
I teraz wiem, wiem już, czego