Uciechy tak prędko biegą
I lśnią krótko, choć tak ładnie.
Stałem z sobą zagadany,
Bo gdy mi tak szczęście zblakło,
Nie wiem, czyby mi nie brakło
Odwagi snuć głośne plany.
O brzasku nierozświtany!
Już mi miłość wieńce wiła
I znów kwiaty rozrzuciła:
Więc milczę, o, bo to mowa
Smutna, kiedy jéj osnowa
Z nieszczęść serca się złożyła.
Mowa, to czyn wolnéj woli,
Gdyż mógł zmilczeć ten, co mówi;
Słuch nie, bo trudno słuchowi
Nie zrozumieć skarg złéj doli.
Lecz mnie tak ma własna boli,
Że ogłuszyła niebogę
Zasłuchaną w własną trwogę.
Cóż, że wodze puścisz skargom
Lub cóż, że gwałt zadasz wargom.
Skoro słuchać ja nie mogę?
Ot i miłosne rachuby:
Mnie do Gawii król przeznacza.
Miłość bój z honorem stacza,
Rozkoszą uwieńczyć śluby
Tęskno jej... ha, żony lubéj
Odejść muszę. Niech cię strzeże
Niebo, by nieszczęście świeże,
By ten miecz, co się już krwawi
Krwią naszą, mnie raczéj w Gawji
Szukał, niż ciebie w Galerze.
Więc cię oczy me sieroce
Nie ujrzą, póki im prawa
Nie wróci ta wojna krwawa?
Niech cię, luba, nie kłopoce:
Krótka droga, długie noce.