Ja gonię za moim panem,
Hej! kto chce skosztować trutki?
Z tego wyniosłego szczytu
Widno aż w krańce błękitu,
Z którego się właśnie spuszcza
Słońce, aż od rozżarzonéj
Kuli różowieje puszcza.
— Ta twierdza po prawym ręku
Co na granitowym łęku
Zawieszona jak kaskada
Zakrzepła, wisząc nie spada,
To — Książę — Gawia wysoka.
Owa na lewo opoka,
Gdzie za każdym szczytém wieży
Iglic szczyt wyścigiem bieży
W niebo, — Berha; tam — Galera,
Która imię swe odbiera,
Czy od łodziastego kształtu,
Czy stąd, że jak pośród bałtu
Przez to chłodnych skalisk morze
Swoje wielką nawę porze
Pośrodku kwiatowéj piany
I tak rzkomo się porusza,
Jak okręt, co wiatrów słusza.
Z tych dwu twierdz trzeba nam jedne
Obledz.
Więc w naradzie żwawéj
Zważmy, jakie do wyprawy
Skupić środki odpowiedne,