Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/497

Ta strona została przepisana.

I w ciemnościach się rozprasza,
Widna w stroju jak do truny
Kobieta...; idzie, dogasza
Krwią resztki żaru... To ona!
Maleka! — Zabij mię, niebo,
Lub jéj, lub jéj ocal życie.

(Wybiega i za chwilę wprowadza Dońę Klarę z zakrwawioną twarzą, z rozpuszczonym włosem, pół ubraną).
Klara.

Hiszpanie, co w ślepéj złości
Nie znasz łaski ni srogości:
Łaski, — żeś krew mą wysączył,
Srogości — żeś nie dokończył;
Uderz żelazem w me łono,
Ażeby ci nie ganiono,
Żeś wszedł z sercem na rozłogi,
Nie litośny i nie srogi.

Alvaro.

Nieszczęśliwa ty bogini,
— Bo patrzcie, skłamał, kto rzekł,
Że zło niebian się nie ima; —
Ten kto w ramionach cię trzyma,
Krzywdy tobie nie uczyni.
Gotów raczej, by cię zbawić,
Z łona serce swe wykrwawić.

Klara.

Poznaję duchem już słabym
— Rycerzu — żeś jest Arabem.
Kobieta, i nieszczęśliwa,
Więc dwakroć łaski twéj wzywa:
— Nie odmów przysługi bratniéj.
Alkadem w warowni Gawii
Jest Tuzani, mój pan i mąż.
Tam do niego, bracie, dąż,
Nieś mu ten, którym do łona
Cisnę cię, uścisk ostatni,
I powiedz... że jego żona
Przebita mieczem Hiszpana,
Dbałego o jéj klejnoty
Bardziej, niźli o skarb cnoty.
Własną i braci krwią zlana,
Umarła leży w Galerze.