Kto pocałunek ten bierze
Z ust twych — ach! smutne poselstwo,
Nie trzeba, aby wieść złego
Nosił z nim do Tuzaniego.
On sam z lubych ust go pije.
Radość, która już uchodzi,
Jeszcze raz mu dolę słodzi.
Jedno słowo, jeszcze jedno...
Niechaj dźwiękiem tym ożyję,
Lub w nim wytchnę duszę biedną.
Usta daj... niech mię twe ramię
Obejmie... tak... Jak mi dobrze...
Umarła!... Ha, kłamie, kłamie,
Kto o miłości powiada,
Że z dwu bytów jedno składa.
Gdyby to prawda być miała,
Albo-byś ty nie skonała,
Lub-bym ja nie żył w téj chwili;
Bo jużbyśmy nasze dole
Na połowę rozdzielili.
Nieba, co rozpacz mą znacie,
Góry, co skarg mych słuchacie,
Wietrze, co niesiesz me żale,
Ogniu, w którym oczy palę,
— Jakże pozwolić możecie,
By najlepszy płomyk spłonął,
By zwiędło najlepsze kwiecie,
By najlepszy duch przewionął?...
Wy znający miłość ludzie,
Nauczcie wy mię w tym trudzie
Serdecznym, co ma uczynić
Kochanek, który przybywa
Obchodzić święto rozkoszy,
A od świątyni go płoszy
Wiedźma śmierci niegodziwa,
A kładnie się w jego drodze
Ta w bieliźnie lilia biała,
Co się własną krwią odziała,
Jak strojem cennéj emalji;