Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/508

Ta strona została przepisana.

Bym obcy między obcemi
Trzydzieści mil za płochemi
Wiatry do hiszpańskich leży
Szedł, między tłumem żołnierzy
Znalazł go? Próżno się siłę!
Gdzie ślad? Jak się nie omylę?
Niechże los mi pomódz raczy:
Cóż jemu cud jeden znaczy
Tam, gdzie było cudów tyle?
Tak; czuję, że niemożliwa
Znaleźć cel mojego trudu;
Ale któż dostąpi cudu,
Jeśli cudu nie wyzywa?
Oto mi się już wykrywa
Jeden ślad, — lecz źle mię wodzi:
Zaufać mu się nie godzi.
Książę jest, czém jest, a żadny
Szlachcic w sposób tak szkaradny
W krwi kobiety rąk nie zbrodzi.
Nie ma odwagi przez dzięki,
Ni wie, co znamię szlachcica,
Kto się pięknem nie zachwyca,
Kogo nie wzruszyły wdzięki;
Bo piękności dość poręki
W tarczach z szlacheckiemi godły.
— Miłości, źle-by mię wiodły
Znaki twe; kłamie ich mowa;
Indziej, tak, indziéj się chowa
Ów zdrajca, ów zbrodniarz podły.

Baryłka.

Aha! Więc my przyszli po to?

Alvaro.

Tak.

Baryłka.

To wracajmyż co prędzej,
Bo go tu nie zdybiem między
— Panie — tak liczną hołotą.
Cuda nie chodzą piechotą.

Alvaro.

Cierpliwości, mój chłopaku,
Znajdziemy go po tym znaku.

Baryłka.

Pewny znak — jak ten list może: