Teraz ja słusznym podziałem
Kupidyna mu rachuję
W cenie, w jakiéj go wygrałem.
On mówi, że nie przyjmuje
Fantów; — ot i o co chodzi:
Gdym wygrał, czyż się nie godzi
Bym miał pierwszeństwo w podziele?
Ja spór zgodzę, przyjaciele,
Bo widzę, przyszedłem w porę.
Pozwólcie, klejnot zabiorę
Za cenę, jaka rachunkiem
Należy się; pod warunkiem,
Że się dowiem od Waszmości,
Skąd pochodzi; — dla pewności,
Że wistocie brylant szczery.
Wszystkie, co się dzisiaj grają
Klejnoty, są pierwszéj wody;
Wszystkie pochodzą z Galery
Od tych psów.
Uszy słuchają,
A nie wolno odpowiedziéć
Dłoni? Ha!...
Zabijać nie chcę,
Ale gdyby wolno gadać...
Zaprowadzę, gdy waść zechce,
Do brylantu właściciela.
Wszak prawił w kompanii licznéj
Jak go Maurytance ślicznéj
Zrabował, wraz biorąc życie.
Przebóg!...
No, panie kolego,
Chodźcie, sami usłyszycie.
Nie usłyszę, bo podłego,
Skoro się tylko wykryje,