Kie zabijać, nie; — umierać.
Patrzcież! Chcieć przygładzić sporu
I być capniętym; — to drwiny!...
Nie czując do siebie winy,
Nie stawiałem im oporu.
Bo gdyby w tém maurytańskiem
Sercu wstała chęć obrony,
Nie siedziałbym tu więziony.
Jabym też na miejscu pańskiem
...Czmychnął.
A ja dotąd przecie
Nie wiem, kto jest ten przeklęty,
Co był katém mojéj świętej,
Zadał śmierć słabéj kobiecie.
Ja znów o czemś gorszeni myślę:
Że nam każą do spowiedzi!
Ej, Baryłka! — to cię biedzi?
Cóż, że nam kto księdza przyśle?
Uwierzy, że chrześcijanie.
Gdy już nie mam żyć dla kogo,
Życie moje sprzedam drogo.
Cóż wymyśliliście, panie?
Com wymyślił? Puginałem,
Który noszę pod kaftanem,
Z którym jak z wiernym kompanem
Nigdy się nie rozstawałem,
Zabiję wartę przed drzwiami.
Aj! A gdzież ręce, nieboże?
Sprobójno, przegryziesz może
Postronek z tyłu zębami
Zębami z ty...? To mię wstydzi.