Nie chcąc tamtych do podziału
Dopuszczać, ślepy z zazdrości
Zmieniwszy żądzę na mściwość
— (Jak to dziwnie uczuć żywość
Popada z ostateczności
W ostateczność!...) — ogarniony
Nie wiem jakiemi demony,
— Powtarzać to, — już infamia, —
Czy tylko żądzą momentu
Zabrania jéj dyamentu
I ślicznego naszyjnika
Z pereł, rabując wraz światu
Anioła z śniegu i szkarłatu,
— Pchnąłem ją szpadą.
Czy tak?
Biada mi!...
Jeszcze łotr krzyka?
Giń, podły!
Ha! Z twojéj ręki?
Wiedz: Ten zbladły blask jutrzenki,
Ten zbezlistniony kwiat róży,
Dawniéj dusza mego życia,
A dziś życie mojéj duszy
To ona! Celem podróży
Ty sam, a jéj drogowskazem
Mściwość ma i duch jéj razem.
O! Zabijasz mię tak zdradnie,
Bezbronnego...
Bo mi dusza
W mściwości sobą nie władnie,
Mąż twéj ofiary, Tuzani
Zwie się, który cię zabija.
A ja zaś, mój panie Żmija,