Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/54

Ta strona została przepisana.

Śpieszę do Rzymu, do świątobliwości
Jego, by raczył mi na założenie
Pustelni w górach tych dać pozwolenie.
Wtem twe szaleństwo skrycie
W wątku chce przeciąć losy me i życie.

Euzebiusz.

Co to za książka?

Albert.

— Jest to moja praca,
Któréj zawartość trybutem opłaca
Trud wieloletni.

Euzebiusz.

— Ale treść jéj jaka?

Albert.

O wierzytelnym początku opiewa
Tego boskiego i rajskiego drzewa,
Skąd Chrystus z dłońmi skłótemi i łonem
W śmierci zawładł nad skonem.
Tytułem: Cuda krzyża
Zwie się ta księga.

Euzebiusz.

— Nie dziw, że się zniża
Śmierć przed tak świetném objawieniem boskiem,
A ołów staje się potulnym woskiem.
Bodaj Bóg rąk mię zbawił,
Gdybym jéj białe karty kiedy skrwawił
I na święte wyrazy
Padły złości méj okazy.
Bierz życie i pieniądze,
Sobie jedynie tę księgę przysądzę. —
— Wy towarzyszcie mu, aż się bezpieczny
Znajdzie na drodze.

Albert.

— Niech sprawi Przedwieczny,
Byś przejrzał światło w zbrodniach i grabieży.
Śród których żyjesz.

Euzebiusz.

— Gdy-ć me dobro leży
Na sercu, módl się, niech mi nie dopuści
Mrzeć bez spowiedzi.

Albert.

— Oto ci przyrzekę
Modlić się dla cię o bożą opiekę