— Julia...
— Niedaremnie
Trwoga się miota we mnie,
Kiedy poselstwo od Julii imienia
Zaczynasz. — Julia, mówisz..
Dość dla mojego rzekłeś przerażenia.
Bogdaj ta gwiazda światło wyroniła,
Co mię ku niéj zbliżyła!
Julia, — mów dalej.
— W klasztorze zamknięta.
Zanieczulenie rozpacz moje pęta.
Tak w okropnéj zawiści
Zemstą niebo już wieje
Na stracone korzyści,
Na stracone nadzieje.
A gdy mnie się dlań zrzeka
Julia, — na niebo ma zazdrość się wścieka.
Chuci mych rozpętanie,
Kiedy żyję morderstwem,
Gdy się karmię wydzierstwem,
Choć jeszcze zgrzeszę, gorszem się nie stanie.
Niech chęć nie stawa w pędzie,
Gdy już myśl wyszła za skruchy krawędzie,
Czelio, Rykardo... (Kocham nieprzytomnie!)
Idę...
— Powiedz im, niech tu przyjdą do mnie.
Przejdę przez murów zakonniczych straże
Ni świętokradztwa klątwy się przerażę,
Bo abym panem stał się jéj urody,
Szał miłosny mię goni
Gwałtem przedrzeć się do niéj,
Złamać klauzur przeszkody
I zbezcześcić świątnicę;
Tego wszystkiego w rozpaczy się chwycę.
Gdyby mię nawet nie żegł
Szał miłosny ku temu,