Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/68

Ta strona została przepisana.
Rykardo.

Czemu czekasz?

Czelio.

— I wahanie
Czemu twe dumne porywy
Hamuje?

Euzebiusz.

— Nie widzisz?...
Ogień mi odgraża.

Rykardo.

— Panie!
Fantazyi cię rozigranie
Straszy.

Euzebiusz.

— Straszy?...

Czelio.

— Wejdź!

Euzebiusz.

— Już wchodzę.
Oślepły w blasków pożodze
Wkoło siebie ognie czuję.
Lecz nic mię nie zahamuje,
Piekielne żary przebrodzę.

(Wchodzi po drabinie).
Czelio.

Już w górze.

Rykardo.

— Jakaś go trwoży
Śród strachu upolowana
Złudzeniem ugruntowana
Mara z fantazyj bezdroży.

Czelio.

Weź drabinę.

Rykardo.

— Aż do zorzy
Czekać nam tu pewno każe.

Czelio.

Było to ogromnie wraże!...
Choć ja, zamiast gonić mary,
Wolałbym spać przy méj staréj.
Lecz — znajdziem się jeszcze w parze.

(Oddalają się).