Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/74

Ta strona została przepisana.

Piekłem twa każda pieszczota;
Takich nabawia mię dreszczy
Znak dojrzany na twem łonie.
Stygmat to dla mnie złowieszczy;
A niech niebo nie dozwoli,
Abym zbezcześciwszy ciebie,
Cześć pogwałcił razem krzyża;
Bo gdybym go na swawoli
Mojéj zawezwał świadectwo,
Zniósłby-ż podłe me jestestwo,
Gdy się k’niemu z hołdem zbliża?...
— Wróć, przeznaczeń nie odwlekaj:
Serce me tobą nie gardzi;
Idę — bo dziś wielbię bardziéj. —

Julia.

Wstrzymaj się, Euzebio! Czekaj!...

Euzebiusz.

Tu drabina...

Julia.

— Błagam, zostań,
Albo weź mię stąd!...

Euzebiusz.

— Nie mogę.
Więc tak z tryumfu pobladłem
Na rozpacz licem — odchodzę.

(Schodzi po drabinie).

Ratuj mię, niebo! upadłem.

Rykardo.

Co się stało?...

Euzebiusz.

— Nie widzicie
Wichru rozognionych chłostań?
Nie widzicie, jak niebo w pożodze
Zarzuciwszy krwawe płaszcze,
Chyli się na mnie... przygniecie!
Ha! gdzie skryję się, jak spłaszczę?.
Krzyżowe drzewo, przysięgam
I tu najsroższemi sprzęgam
Klątwami wzniesione ręce,
Że gdziekolwiek znak twój ujrzę,
Ukorzony bożéj męce
Odmówię Zdrowaś Maryja.

(Podnosi się, odchodzą wszyscy trzéj, pozostawiają drabinę).