Skrzyżuj ze mną szpadę, podły!
Ujrzysz, że z méj odpowiedzi
Oszczędzisz tchu i spowiedzi.
Walczę raczej, by się bronić,
Niż, by twoje krew wyronić.
Zależy mi na twem życiu:
Bo nie dojdę po zabiciu,
Za com zabił, — ty wzajemnie,
Za coś duszę wygnał ze mnie.
Jeśli więc śmiem cię o laskę
Tę prosić, z twarzy zdejm maskę.
Dobrześ rzekł! Bowiem w honoru
Zemstach zadośćuczynienie,
Gdy się w nim karą sumienie,
Nie zjawi, nie ma waloru.
Znasz mię? I skądże zdumienie
Takie w twéj twarzy?...
— Popchnięty
Pomiędzy jaw i wątpienie
Stoję osłupieniem zdjęty,
A myśl mi się w głowie mroczy
Na to, co widzą me oczy.
Widzisz mię?
— Ha! i z widoku
Twego tak mój przestrach rośnie,
Ze gdy wprzód twego uroku
Pragnąłem, drżący miłośnie
Za każdą chwilą kosztować,
Dzisiaj poświęciłbym tyle,
Bym mógł wzrok przed tobą schować,
Ile — by cię widzieć dawniej!
Ty tu, w skał żywéj mogile
I nie czująca odrazy
K’sukni, co stan twój dwa razy
Gwałci, przychodzisz tak śmiało?
Kto cię wiódł?