Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/85

Ta strona została przepisana.
Julia.

— Pogardą twoją
Wiodłam się i zrozpaczeniem,
Byś zaś wiedział, że jest strzałą
Padła z łuku, działa tchnieniem
I błyskawicznym promieniem
Kobieta, co chęć swą goni,
Powiem ci, że nie spełnione
Nie tylko lubią się zbrodnie,
Lecz, że mię skrucha nie płoni,
Że mi w sumieniu pogodnie.
Uciekłam, wyszedłszy z celi,
W te góry; a gdy mię ostrzegł
Raz pasterz, że za złą wodzą
Podróżuję, bo tu śmieli
I mężczyźni jeno wchodzą,
Ja zuchwała, nim się spostrzegł,
Bojąc się już, aby czasem
Nie chciał wieść mię tem bezdrożem,
Uspokoiłam go nożem
Własnym, co mu tkwił za pasem.
Tym samym narzędziem krwawym
Przebiłam pierś podróżnego,
Co mię w popędzie łaskawym
Przyjął na siodło własnego
Konia; gdy na wieczorynki!
Uparł się szukać spoczynku
W wiosce, ja mu za uczynny
Trud spoczynek dałam inny.
Trzy dni całe i trzy noce
W puszczy żyłam sama zgoła;
Pokarmem były mi zioła,
Spałam na chłodnéj opoce.
Widzę chatę w tem pustkowiu:
Spoczynkiem mi się uśmiecha
Jéj złocona słońcem strzecha
Milszym, niż na złotogłowiu.
W chacie mię biedni górale
Uczcili nad stan wspaniale
W względach o wygody moje
Prześcigając się oboje.
Omdlałą z trudów i głodu
Gościli pełni zachodu