Stołem smacznym choć ubogim,
Jadłem choć skromnym, chędogim,
Ale potem na rozstaniu,
W trwodze, by w poszukiwaniu
Mych tropów nie powiedzieli
Siepaczom: Myśmy widzieli, —
Górala, który mi drogę
Wskazywał, zabiłam; potem
Zaszedłszy do nich z powrotem
Zabiłam jego niebogę, —
Czując, że się samym strojem
Zdradzam i że zbirem moim
Najprędzéj suknia się stanie,
Postanowiłam przebranie.
Więc wreszcie z tego manowca
W broni i ubraniu łowca,
Którego sen nie marzeniem,
Lecz istnem przeobrażeniem
Uczyniłam na śmierć życia,
Weszłam w trop twego ukrycia
Złamawszy wszystkie przeszkody,
Chodząca z grozą w zawody.
Słucham zalękły na duchu
I z trwogą na cię poglądam:
Czarem mi jesteś dla słuchu,
A dla wzroku bazyliskiem.
Nie mam, Julio, wzgardy dla cię,
Ale skryć się już pożądam
Przed zemsty w niebie pociskiem
Widnym i uciekam przeto...
Julio, wracaj do klasztoru,
Bo ja się boję, kobieto,
Tego na twéj piersi krzyża...
Słychać hałas; ktoś się zbliża.
Przygotuj, wodzu, obronę,
Bowiem już zmierza w tę stronę